🐩 Skarby Znalezione Po Wojnie

ciemnoci, ktre nastpiy po jego mierci. W legendzie Halls of Amenti stao si. podziemiem, salami bogw, gdzie dusza przesza po mierci na sd. W pniejszych epokach ego Tota przechodzio w ciaa ludzi w sposb opisany w tablicach. Jako taki wcieli si trzykrotnie, w swoim ostatnim byciu znanym jako Hermes, trzykro. narodzony. Przedwojenne świeczniki, szkatułki, salaterki, sztućce, kieliszki, serwetniki, pierścionki i różne naczynia odkryto podczas renowacji kamienicy w centrum Łodzi. W sumie znaleziono około Skarby znalezione na strychu kościoła w Baćkowicach . Michał LESZCZYŃSKI. 30 września 2011, 14:40 Po konserwacji rzeźby powrócą na swoje miejsce. Skarby znalezione w starej, zieloneckiej dzwonnicy. 29 cze, 2020. „Skarby znalezione w starej dzwonnicy”…. Czy nie brzmi to jak tytuł kolejnego filmu z przygodami Indiany Jonesa albo dawnej powieści przygodowej, której bohater, nieustraszony poszukiwacz skarbów, po przebyciu wielu trudów odnajduje wreszcie to, czego usilnie Blisko 80 lat temu, ktoś bardzo zadbał o to, by zawartość metalowych walizek nie wpadła w niepowołane ręce. Zostały zaspawane i schowane w piwnicy kamienicy przy ul. 14. Skarby znalezione u wybrzeży Florydy w USA. Ten skarb został odnaleziony w 1984 roku przez archeologa, który specjalizuje się w podwodnych wykopaliskach. Koszt skarbu szacowany jest na 15 milionów dolarów. Był na wraku zbudowanym w XVIII wieku.. 15. Skarby hiszpańskiego "Atochi" Galeon "Atocha" załadowany klejnotami przez dwa Najsłynniejsze zdjęcie Sławna po II wojnie światowej Jeden z byłych uczniów Szkoły Podstawowej nr 3 w Sławnie mówi NAM, że Edmund Plank [był kierownikiem „Trójki” i nauczycielem w niej, a wcześniej w Szkole Podstawowej w Sławsku] prowadził kółko fotograficzne i m.in. w trakcie jednego ze spotkań pokazywał zdjęcie Na początku 1945 r. trafił do majątku w Morawie (Muhrau) w rejonie Strzegomia. Wiadomo, że część zbiorów wywieziono stamtąd do Bawarii, gdzie powstało biuro Franka. Reszta pozostała na Dolnym Śląsku i po wielu z nich zaginął słuch. Portret młodzieńca był najcenniejszym obrazem w Polskich zbiorach, fot: Publiczna domena. Skarby znalezione na starożytnym śmietnisku Kamieniołom łupków położony niedaleko Rennes, który wieki temu przekształcono w zwykłe śmietnisko, okazał się archeologiczną kopalnią złota. Znalezione przez nich rzeczy można było jednak nazwać starymi rupieciami, ponieważ były to zwyczajne śmieci. Profesor – tak nazywali go sąsiedzi, opowiedział dzieciom o zaginionym skarbie Troi. Trójkę przyjaciół bardzo zaciekawiła usłyszana historia, po której wysłuchaniu udali się więc do swej kwatery. Złoty Pociąg wyruszył w listopadzie 1944 r. z zakładów zbrojeniowych w Petersdorfie. Lokomotywa ciągnęła 12 wagonów wyładowanych złotem i kosztownościami. Tego skarbu do dziś nie Prawdziwa sensacja archeologiczna na Wyspach. W Walii odkryto rzadki złoty pierścień z grawerem czaszki i napisem "Memento Mori". To jeden z dziewięciu średniowiecznych skarbów, które znaleziono. Niesamowitego odkrycia dokonano w 2019 r. wykrywaczem metalu w hrabstwach Powys i Vale of Glamorgan. Teraz ujawniono szczegóły odkrycia. zRRp. Poniedziałek, 9 maja 2016 (14:12) To zaginione po wojnie zbiory Muzeum Narodowego w Szczecinie znaleziono w Mołtowie pod Kołobrzegiem. Na znalezisko w lesie natknęli się poszukiwacze złomu. Na miejscu już pracują archeolodzy ze Szczecina, którzy mają dokładnie zbadań znalezisko. O tym, że odnalezione przedmioty pochodzą z muzeum w Szczecinie, świadczą sygnatury na znalezionych obiektach oraz dokumenty wskazujące pałac w Mołtowie jako jedno z miejsc, gdzie Niemcy ukryli przed bombardowaniem cenne eksponaty z muzeum. W ziemi znaleziono co najmniej kilkadziesiąt obiektów. Są to zabytki archeologiczne i monety, ale skarbów może być tam więcej - wynikałoby tak z rejestru zaginionych zabytków, jakim dysponuje Muzeum Narodowe ze Szczecina. Zgodnie ze spisami inwentarzowymi muzeum do Mołtowa mogły trafić właśnie zabytki archeologiczne, numizmatyczne oraz część bogatego księgozbioru, być może znajdują się tam także zabytki sztuki średniowiecznej - mówi Daniel Źródlewski, rzecznik prasowy szczecińskiego muzeum. Odkrycie z Mołtowa to dla muzealników spora niespodzianka. Wiadomo było, że w Mołtowie niemieckie muzeum miało jedną z 20 kryjówek, wyznaczonych na czas wojny do składowania zbiorów, ale znajdowała się ona w zupełnie innym punkcie tej miejscowości. W Mołtowie trwają właśnie oględziny wykopanego skarbu. Archeolodzy pracują pod nadzorem policji i Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Porównanie tego, co kryje ziemia ze spisem inwentarza zajmie archeologom kilka dni. (az) Poniedziałek, 27 sierpnia 2018 (16:32) Podczas czyszczenia strychu w urzędzie miasta w Wieliczce przypadkiem natrafiono na pomieszczenie, w którym składowano dokumenty. To niezwykłe odkrycie, bo ostatnie papiery pochodzą z II wojny światowej, od tamtej pory o pomieszczeniu na strychu zapomniano. Dziś odnalezione dokumenty pokazano po raz pierwszy publicznie. Najstarszy z nich pochodzi z 1864 roku. Dokumenty znalezione w Wieliczce z XIX i XX wieku /Józef Polewka /RMF24 Historyków zaskakuje to, że dokumenty są w bardzo dobrym stanie. Mógł na to wpłynąć mikroklimat panujący na strychu. Te dokumenty są z ciężkiego okresu historii Polski i to widać także w Wieliczce. Począwszy od rozbiorów, gdzie część dokumentów zapisanych jest w języku niemieckim, poprzez powstanie styczniowe, poprzez I wojnę światową, Problemy XX wieku, a później eksterminację ludności żydowskiej podczas II wojny światowej. Są na przykład rejestry funduszy na sieroty powojenne, czy zbiórki pieniędzy na wdowy po żołnierzach. Są dokumenty mówiące o mobilizacji przed II wojną światową oraz opowiadające o eksterminacji Żydów - mówi Magdalena Golonka z wielickiego urzędu miasta. Jednym ciekawszych odkryć może być tak zwana Lodownia miejska - czyli miejska chłodnia, która znajdowała się na terenie obecnego parku im. Adama Mickiewicza. Miały być tam przechowywane piwo i wino. No teraz nic nie pozostaje jak tylko kopać w tym parku i przekonać się czy cos tam zostało. O wielu obiektach po prostu nie wiedzieliśmy - podkreśla Golonka. To niesamowite co tam można znaleźć, jest dziennik podawczy, to przekrój życia społecznego miasta - mówi Artur Kozioł burmistrz Wieliczki. Wśród ponad tysiąca znalezionych dokumentów są też takie, które traktują o projektach kanalizacji w Wieliczce. Na mapach z dwudziestolecia międzywojennego można na przykład zobaczyć, jak nazywały się przed wojną niektóre ulice. Większość z dokumentów jest spisanych ręcznie. Nie wiadomo jeszcze, gdzie te dokumenty będą prezentowane na stałe. Burmistrz deklaruje, ze prowadzone są rozmowy z IPN-em oraz Muzeum Żup Krakowskich. Władze chcą jednak by były prezentowane w Wieliczce. Z kolei Tadeusz Jakubowicz przewodniczący Żydowskiej Gminy wyznaniowej w Krakowie nazywa te dokumenty "skarbem". Dowiadujemy się ile mieszkańców tu żyło pochodzenia żydowskiego, to była bardzo pokaźna liczba. To około 40% mieszkańców Wieliczki - dodaje Jakubowicz. (mch) Ze skarbami bywa tak, że z reguły są odnajdywano przez czysty przypadek. Gdyż o ile przy pomocy rozmaitych sposobów można zlokalizować gród, czy osadę, o tyle miejsce ukrycia skarbu nie rządzi się żadnymi regułami. A tych w naszym regionie trochę było ostatnimi laty. Sporo ich znajdowali przedwojenni niemieccy archeolodzy, gdyż przed wojną na gwałt budowano drogi, a wówczas nie trudno o przypadek. Na dodatek Niemcy mieli doskonale zorganizowany system poszukiwa . Przede wszystkim ogromną rzeszę archeologów - amatorów, zazwyczaj pastorów i nauczycieli, którzy penetrowali okolicę, jak chociażby pastor Felix Hobus, który znalazł słynnego bożka z Deszczna. Niemcy mieli także bardzo dużą świadomość historyczną, chociaż w dużej mierze budowaną przez system szukający "germańskich korzeni" już w epoce brązu. Szanowali znaleziska, co nie zawsze można powiedzieć o naszych współczesnych znalazcach. Bywa, ze naukowcy dowiadują się o ciekawym znalezisku z internetowej mieszkania w kraju. Co za pomysły! Jak można tak mieszkać?Które rośliny mogą być w pokoju dzieckaNajdziwniejsze nazwy ulic w Polsce. Zamieszkalibyście tu?Kto i ile może dostać rekompensaty za podwyżkę cen prądu?Witaszkowo i złota rybaNajsłynniejszy lubuski skarb? To oczywiście ten odnaleziony w Witaszkowie. Za jego sprawą niewielką podgubińską wieś można znaleźć w każdej archeologicznej encyklopedii. W 1882 roku miejscowy wieśniak o nazwisku Leuschke (wówczas wieś nazywała się Vettersfelde) znalazł na swoim polu złoty skarb. W sumie uzbierało się 4,5 kg złotych przedmiotów. Chłop zawiadomił miejscowego wielmożę - księcia Henryka Schoenaicha-Carolatha, a ten berlińskich historyków. Natychmiast odkrycie uznano za sensację. Znalezisko scytyjskich wyrobów uznano za porównywalne z tymi pochodzącymi ze stepów Ukrainy. Zwłaszcza wspaniałą złotą wstępnej interpretacji skarb miał pochodzić z kurhanu scytyjskiego wodza, który rozmyły gwałtowne deszcze. Historycy śmieją się z podobnej historii. W Polsce nie znaleziono żadnego scytyjskiego pochówku. Ponieważ Scytowie zabierali zwłoki i inne złote przedmioty pochodziły prawdopodobnie z wyposażenia scytyjskiego bogatego wojownika - były to elementy pancerza, który oderwali zwycięzcy, a autorem ozdób był prawdopodobnie jakiś grecki coraz częściej się mówi o tym, ze był to dar wotywny złożony w lokalnym świętym miejscu. Jego część można oglądać podczas okazjonalnych wystaw w berlińskich muzeach. Tuż przed wojną kopia skarbu - podobno znakomita i też wykonana ze złota - znajdowała się w gubeńskim muzeum. Kopie można podziwiać w muzeum w i skarb w betoniarceW jednej z pokrośnieńskich wsi gospodarz postanowił zrobić porządek w swoim obejściu. Koparka wyrównywała teren, piasek jechał na budowę, gdzie budowlaniec pakował go łopatą do betoniarki. Gdy na siatce zatrzymała się metalowa, pokryta śniedzią obręcz mężczyzna doszedł do wniosku, że to obejma do mocowania doniczek. Po chwili zebrała się ich niezła kupka. Podejrzliwość wzbudził dopiero dziwny, podłużny przedmiot. Pracownik poprosił szefa... Tak właśnie znaleziono 39 naszyjników, berło sztyletowe, dwa sztylety i rękojeść trzeciego. Według wstępnej oceny pochodzą z pierwszego okresu epoki brązu (jakieś 1800-1500 rok i reprezentują kulturę - To jest typowy skarb, ktoś celowo ukrył swój majątek - mówiła archeolog Ewa Przechrzta. - Berło, wyróżnik znaczenia jego posiadacza, świadczy o tym, że schować kosztowności w specjalnej skrytce, w postaci dużego naczynia przykrytego kamieniami, musiał ktoś ważny w lokalnej społeczności. To prawdziwy unikat. Znalazcy mieli tylko jedną prośbę. Gdy ich znalezisko zostanie opracowane chcieliby dostać wszystkie możliwe informacje. Aby mogli opowiedzieć wnukom, że kiedyś znaleźli prawdziwy skarb...Guzów i skarb w lesieLeśniczy z Guzowa w lesie nieopodal leśniczówki znalazł dwa garnce pełne srebrnych monet? To największy skarb tego typu znaleziony w naszym regionie, monet jest... Już wiadomo, że monety są starsze niż początkowo zakładano i pochodzą z XV wieku. Bowiem okazało się, że są to przede wszystkim Głównie monety miejskie miasta Zgorzelca - mówiła archeolog Marlena Nawrocka. - Były także inne monety, jak chociażby grosz miśnieński. W tych dwóch garnkach rzeczywiście zgromadzono niezłą fortunę. Dla porównania wówczas osiem groszy kosztowała świnia, a czeladnik zarabiał od jednego do czterech groszy z monetami zostały zakopane tuż przy wykorzystywanym przez wieki trakcie handlowym, dziś już z nich nosił ślady używania w ognisku, czyli osoba ukrywająca skarb wzięła jako pojemnik coś, co znajdowało się pod ręką. Dlaczego? To oczywiście gdybanie, ale działo się to zapewne podczas wojny trzydziestoletniej. Drogi nie były wówczas bezpieczne nie tylko za sprawą przemarszów armii. Osoba podróżująca z tym majątkiem, gdyby chciała założyć „bank”, zapewne znalazłaby bardziej charakterystyczne miejsce, bliżej miejsca zamieszkania. Majątek płytko zakopała przy trakcie wiodącym do dwóch miejscowości, których dziś już nie ma. Może miał na oku jakąś dużą transakcję, a może był to podatek, który nigdy nie dotarł na miejsce? Na razie archeologom potrzebna jest mała fortuna, gdyż wyczyszczenie i zakonserwowanie skarbu będzie kosztowało kilkadziesiąt tysięcy złotych. Skwierzyna i skarb w koparceMinister kultury i dziedzictwa narodowego przyznał 25 tys. zł nagrody mężczyźnie, który pod koniec lata tego roku znalazł w okolicy Skwierzyny skarb z epoki brązu. Na wyjątkowe znalezisko składają się dwie brązowe tarcze, naszyjnik i naramiennik. Z szacunków archeologów wynika, że tarcze i naszyjnik liczą sobie ponad 3,5 tys. lat i są wytworem ludzi żyjących w epoce brązu, reprezentujących tzw. kulturę unicką. Zdaniem specjalistów, ornamenty na tarczach mogą być kojarzone z tzw. dyskiem solarnym z Nebry, odnalezionym w Niemczech. W przypadku tego typu obiektów naukowcy mają różne teorie na temat ich przeznaczenia. Jedne z nich mówią o tym, że mogły być czymś na wzór kalendarza, inne, że dyski były przedmiotami związanymi z wierzeniami. Dysk jest najprawdopodobniej narzędziem służącym do pomiarów astronomicznych, mógł mieć także duże znaczenie w sferze kultowej. Według niemieckiego astronoma Ralfa Hansena służył on do korygowania różnic pomiędzy kalendarzem słonecznym a kalendarzem księżycowym. W momencie kiedy nad Księżycem miały się znajdować Plejady, należało dodać kolejny miesiąc w kalendarzu księżycowym. Księżyc przedstawiony na dysku znajduje się jakieś pięć dni po nowiu, w otoczeniu Plejad i właśnie w takiej fazie znajduje się on raz na dwa lub trzy lata...Sulęcin i kultura unietycka raz jeszczeW czerwcu tego roku w okolicy Sulęcina przypadkowo odkryto zespół zabytków archeologicznych wykonanych z brązu. Były to trzy sztylety, trzy naszyjniki, sześć naramienników i cztery bransolety. Zostały wykonane w epoce brązu, jakieś cztery tysiące lat temu i prawdopodobnie związane są z kulturą unietycką. Archeolodzy zwracają uwagę przede wszystkim na sztylety o karbowanych rękojeściach, z których każdy posiada odrębną formę. Naszyjniki wykonane są z pręta brązowego i posiadają zakończenia w kształcie zwiniętego chcą archeolodzy jest to typowy skarb, czyli przedmioty ukryte z premedytacją. Damskie świecidełka? Jak tłumaczą archeolodzy biżuteria pochodząca z okresu kultury unietyckiej rzadko była noszona przez względów praktycznych. Branzolety i naszyjniki były zbyt ciężkie. Najczęściej biżuteria była traktowana jako skarb, lokata kapitału i składana do depozytu, a po śmierci właścicielki umieszczana w miejscu pochówku. To kolejne znalezisko z doby kultury unietyckiej, czyli kultury archeologicznej wczesnej epoki brązu. Ludzie żyli wówczas w dużych osiedlach ulokowanych w miejscach łatwych do obrony. Budowano domostwa drewniane o konstrukcji Kramsko i skarb metalurgaSkarb metalurga został odnaleziony przypadkowo w okolicy Nowego Kramska. Archeolog Julia Orlicka-Jasnoch tłumaczy, że to prawdziwy archeologiczny cymes, a na specjalną uwagę zasługują formy odlewnicze. W garnku, w którym ukryto 14 kg przedmiotów z brązu, są już gotowe sierpy, młotki, ale także sporo złomu to specjalnie ukryty skarb, o czym świadczy właśnie garniec, w którym przedmioty były umieszczone. Znalezisko datowane jest na V okres epoki brązu, czyli od roku 900 do 700 przed naszą składa się z ponad czterystu elementów. Są wśród nich liczne sierpy i ich fragmenty, siekierki z uszkiem, groty, fragmenty ozdób i innych przedmiotów oraz destrukty i odpady powstały w dobie kultury łużyckiej. Występowała ona na terenach: Łużyc, Polski, Słowacji i północnych Moraw, między 1300 a 400 Nazwa wywodzi się od cmentarzysk odkrytych na Łużycach. Początek i rozwój kultury łużyckiej przypada na koniec epoki brązu, a rozkwit na początek epoki żelaza. Od połowy VIII w. ludność tej kultury zaczęła wznosić obronne grody, do których zalicza się osady. Najsłynniejsza lubuska znajdowała się w Wicinie. Deszczno i nie tylko bożekNa ten zespół przypadkowo natrafił mieszkaniec Deszczna. Zabytki znajdowały się na zalesionym wzgórzu. Skarb składał się 20 przedmiotów, w tym cztery siekierki, nóż, osiem sierpów, pięć bransolet oraz fragmenty noża i naszyjnika. Skarb najprawdopodobniej pochodzi na V okres epoki brązu kultury łużyckiej, czyli 900-700 Na szczególną uwagę naukowców zasługuje oraz fragment zdobionego mówiąc gros znalezisk było dziełem Jednak dotąd największe sukcesy w tej dziedzinie należały do pastora Feliksa Hobusa, zwanego Schliemannem doliny Warty. Znalazł dwa skarby, w których znalazły się złote przedmioty. Jednak wcale nie kruszec decyduje o wartości tych znalezisk. Najcenniejszy był bowiem słynny bożek z Deszczna, który znajduje się we wszystkich współczesnych podręcznikach archeologii. Jezioro Lipie i topór jako skarbW tym przypadku obyło się bez kopania, ale trzeba było nurkować. Dwaj płetwonurkowie z gorzowskiego speleoklubu Gawra nurkowali treningowo w wodach jeziora Lipie. Chcieli zejść na głębokość poniżej 40 m. Znaleźli średniowieczny z zachowanym drzewcem o prawie metrowej długości. Okazało się, że to topór pochodzący prawdopodobnie z początku XVI w. Na żeleźcu znajduje się czworoboczny odcisk nieokreślonego dotąd znaku cechowego. Jak podkreślają to raczej typowe narzędzie ciesielskie, nie broń. To również był skarb ukryty celowo. Jak wyliczyli historycy to już dwunasty skarb znaleziony w okolicy Deszczna. Jak trafił na dno jeziora. Czy ktoś przed wiekami upuścił go, płynąc łodzią, czy też wpadł do wody podczas rąbania mówiąc oprócz nagrody znalazcy jako pierwsi otrzymali statuetki archeologiczne, które muzeum będzie przyznawać za odpowiednią postawę. To repliki znanego nam już bożka z Deszczna. Nowe Czaple i kolekcja z brązuW 2013 roku do Muzeum Archeologicznego Środkowego Nadodrza przekazano przypadkowe znalezisko brązowych ozdób uprzęży końskiej z rejonu Trzebiela, w pow. żarskim. Depozyt składał się z 24 elementów brązowych: dwóch większych, zdobionych tarczek, pięciu mniejszych tarczek niezdobionych i 17 paciorków spiralnych, tzw. salta leone. Całość była ukryta w niewielkim naczyniu, według relacji znalazcy na głębokości około metra. Odkrycia dokonano w rozległym kompleksie leśnym, w okolicy Nowych Czapli i PustkówJest to obszar stosunkowo słabo rozpoznany. Znalezisko datowane jest na środkowy okres epoki brązu...Bieszkowo - to nie zlom, to skarbTa historia rozpoczyna się typowo, grzybiarz znajduje wystające ze ściółki przedmioty. Jego syn mówi, że widział podobne podczas wycieczki do pobliskiej Wiciny. Opinia okazuje się trafna... Oto okazuje się, że jakieś lat temu ktoś ukrył blisko 10 kg wyrobów z brązu i żelaza. Gród w Wicinie znajduje się zaledwie 3 km od miejsca odkrycia dawno temu uznany został właśnie za osadę metalurgów, gdyż tutaj odnajdywano już wielu metalowych wyrobów oraz wyposażenie łużyckich odlewników. Wszystkie zidentyfikowane przedmioty, nawet te najciekawsze, są po prostu złomem, pieczołowicie zbieranym surowcem. Wśród znalezionych przedmiotów są grzywny, czyli pręty będące formą handlową brązu, a także różne szpile, bransolety, naszyjniki, naramienniki, guzy i zawieszki. A w złomie kryły się perełki. Jak chociażby brązowe ogłowie końskie zdobione figurkami ptaszków, które jest importem z Italii lub z rejonu południa Alp. Wskazują na analizy metalograficzne. Importem z Półwyspu Apenińskiego są również elementy puszki, która służyła do przechowywania różnych przedmiotów, na przykład przyborów toaletowych. Do tego okucia rogów do picia i zawieszka grzebieniowata. Mamy całe wyposażenie warsztatu – formy odlewnicze do odlewania guzów, forma do odlewania szpil, dłuta szczypce do skręcania naszyjników...Chojna i barnsolety- Byłem w szoku – przyznawał Ernest Buczkowski z Gorzowa. Przed rokiem, w Wielki Piątek niedaleko Chojny znalazł... prawdziwy skarb. Przedmioty pochodzą sprzed 2,5 tys. lat. Wszystko odbywało się zgodnie z prawem, poszukiwacze mieli pozwolenie od konserwatora zabytków, a miejsce, które badali, nie było stanowiskiem archeologicznym. W pewnym momencie z wykrywacza pana Ernesta wydobył się dźwięk, który u każdego poszukiwacza powoduje szybsze bicie łopatę i... tu zaczyna się niesamowita historia. To były bransolety i to takie, że wezwany na miejsce archeolog zaniemówił z wrażenia. Szybko okazało się, że bransolety z brązu to nie wszystko. Wokół bransolet znaleziono inne, bardzo delikatne przedmioty z brązu. Okazało się, że to trzy bogato zdobione - to nie tylko złoty drutMieszkaniec Radzynia wybrał się na przebieżkę po pobliskim lesie. Biegł stałą trasą, gdy nagle coś zwróciło jego uwagę w świeżym buchtowisku… Archeolodzy mają problem. Odkrytego skarbu bransolet nie można powiązać z żadnym, znanym do tej pory, stanowiskiem archeologicznym. Ponieważ doświadczenie uczy, że odkryte w ten sposób przedmioty stanowią część większego depozytu. - Zabytki zachowały się w bardzo dobrym stanie – opisywał Marcin Kosowicz, archeolog z Wojewódzkiego Urzędu Ochrony zabytków w Zielonej Górze. - Wykonano je z podwójnego drutu złotego o owalnym lub okrągłym przekroju. Jego średnica wynosi około 0,1 Szukał w polu drutu- Ruszyłem z wykrywaczem metalu i zacząłem zbierać rozmaite kawałki drutu, było tego już jakieś pół wiadra - opowiadał pan kolejny raz wykrywacz zapiszczał pod nim znajdował się jednak nie drut, chociaż na pierwszy rzut oka zielonkawe przedmioty można było wziąć za stare gwoździe. Ale obok były fragmenty ceramiki. I wtedy w głowie pana Piotra otworzyła się klapka, brał udział w niedawnych szkoleniach, które odbywały się z inicjatywy lubuskiego wojewódzkiego konserwatora zabytków oraz grupy eksploracyjnej Nadodrze. Zabezpieczył znalezisko, oznaczył teren, dokonał wstępnej dokumentacji, a gdy wokół zaczęli pojawiać się ciekawscy zapakował znalezisko w bąbelkową Poszperałem w internecie i wyszło mi, że to zabytki z okresu halsztackiego - dodał pan Piotr. I okazało się, że jego diagnoza była precyzyjna i potwierdzili ją i skarb w piwnicy– Odgruzowywaliśmy właśnie przejście między dwoma piwnicznymi pomieszczeniami – mówił GL Bartłomiej Gruszka. – Kolega ruszył warstwę ziemi i sypnęły się monety. Po przebadaniu tego miejsca wykrywaczem metalu znaleźliśmy 89 monet. Najstarsze pochodzą z XVI wieku. Trudno nam powiedzieć, czy były w jakimś naczyniu. Raczej nie, bo były rozsypane na znacznej powierzchni Odkryte monety to przede wszystkim srebrne talary z Saksonii, Niderlandów i Brunszwiku, ale jest także moneta wenecka. Wśród odnalezionych monet są również bite przez księcia Saksonii-Altenburg Fryderyka Wilhelma I oraz Jana. Archeolodzy znaleźli w sumie 89 monet. Pochodzą z połowy XVI i początków XVII wieku. Najstarszą wybito w 1535, a najmłodszą w 1622 r. Odkryto także monetę Henryka Juliusza z dynastii Welfów – księcia Brunszwiku, Fryderyka II Wittelsbach – elektora Palatynatu Reńskiego oraz monety cesarskie, np. cesarza Ferdynanda I Habsburga, króla Austrii.– Moim zdaniem to epokowe odkrycie w Lubuskiem, przede wszystkim w kategoriach numizmatycznych – oceniał historyk, dyrektor nowosolskiego muzeum Tomasz Andrzejewski. – W okolicy znaleziono już skarb monet, w 1959 roku w Bytomiu Odrzańskim. Jednak wprawdzie było ich 1300, ale był to drobiazg. Tymczasem tutaj mamy do czynienia z monetami kruszcowymi, porządnymi talarami, a w tamtych czasach nie było to wcale oczywiste, gdyż wiele monet było to nie tylko monety, ale...Skarb srebrnych monet i siekańców odkryto w obrębie średniowiecznego cmentarzyska w Jordanowie, w pobliżu jednego z grobów. Wśród ponad 100 monet zidentyfikowano denary krzyżowe, niemieckie denary biskupie i kolońskie oraz monety Edelreda. Podobny znaleziono w 2001 roku, w trakcie ratowniczych badań archeologicznych w Szprotawie. Tutaj monety pochodzą z lat 1660 - 1750, a ich zdeponowanie miało miejsce w drugiej połowie XVIII w, prawdopodobnie, w trakcie wojny siedmioletniej...Oto skarb z GuzowaPolecane ofertyMateriały promocyjne partnera ZGORZELECKIE SKARBY! CO ZNALEZIONO W ZGORZELCU PO ZAKOŃCZENIU II WOJNY ŚWIATOWEJ Tuż po zakończeniu drogiej wojny światowej ziemie zachodnie zamieniły się w miejsce złotem i skarbami płynące. Takie przynajmniej mieli o nich wyobrażenie ci, którzy zjeżdżali na nie z całej Polski. Zjeżdżali po to, aby choć część tych dóbr uszczknąć dla siebie… Jednym się udało, innym nie. Mimo to fama miejsca pełnego depozytów gdzieś schowanych pozostała do dziś. Choć często te „depozyty” okazały się zwykłymi zapasami żywności, czy też narzędziami służącymi w gospodarstwach rolnych (ot takie to były skarby) to i tak mit trwa do dziś. Czy słusznie, czy coś jednak było na rzeczy? Posłuchajmy o tylko jednym miejscu na mapie Polski – posłuchajmy o Zgorzelcu. Görlitz dawniej Zgorzelec. Dziś miasto graniczne. Po drugiej wojnie światowej podzielone na dwa odrębne organizmy, polski i niemiecki. Oba wrogie sobie byty rozdzielały wody rzeki Nysy, wtedy nazywanej Nisą. Görlitz dawniej Władze w Zgorzelcu (wtedy nazywanym Zgorzelicami) szybko zaczęły działania, mające na celu rozpoczęcie nowego funkcjonowania miasta – nowego, bo miasto miało zacząć działać w nowych granicach, które wyznaczyła mu Wielka Trójka, a w zasadzie sam Generalissimus Stalin. Już w 1946 roku, 02 stycznia, rozpoczyna swą działalność sąd grodzki na powiat zgorzelicki, a 14 stycznia 1946 roku stworzony zostaje pierwszy budżet miasta. Ludność Zgorzelic rozpoczyna także swe szare zwykłe życie usiane wieloma kłopotami… Oto 8 i 9 lutego 1946 roku rzeka Nisa pokazała swoje oblicze. Stan wody podnosi się o ponad 2 metry! Woda zrywa rury wodociągowe. Powódź zbiera swoje żniwo wśród nowo przybyłych mieszkańców. Prozę życia ludności zjeżdżającej powoli do miasta z całej Polski przedwrześniowej przerywają iście sensacyjne znaleziska i informacje podawane przez prasę, która to opisuję wydarzenia związaną ze skarbami i osobami chcącymi zniszczyć ten kruchy pokój, jaki nastąpił po wojnie. Co się wtedy działo? Posłuchajmy. Oto w lipcu 1947 roku, czyli dwa lata po wojnie, zostaje zatrzymanych przez ormowców ze Zgorzelca 12 SS-manów i 356 przemytników. Mimo upływu przeszło dwóch lat od zakończenia drugiej wojny światowej, to jednak dalej żyły demony wojny, próbujące uaktywniać się w różnych miejscach, tym razem w Zgorzelcu. A skarby? Poruszał wyobraźnię wśród ludzi, poruszały i to bardzo! Zaraz też będzie i o nich. Na ziemie zachodnie, poza ludźmi szukającymi swojego nowego domu, którego musieli szukać po decyzjach konferencji pokojowych ruszają też różnej maści szabrownicy, poszukiwacze, złodzieje. Mający nadzieją odnalezienia wielkich skarbów III Rzeszy, o których było głośno już chwile po zakończeniu działań wojennych. Do Zgorzelca, miasta wtedy podzielonego i wyludnionego, również przybyli tej maści ludzie… Artykuł z sensacyjnym znaleziskiem w muzeum Opis pierwszego znaleziska w gazecie Dzienniku Zachodnim W dniu 30 czerwca 1947 roku gazeta „Dziennik Zachodni” numerze 176, donosi w tonie iście sensacyjnym o cennym odkryciu w Zgorzelicach. Tytuł artykułu „Świadectwa polskości Dolnego Śląska”. W artykule możemy wyczytać, że podczas przeprowadzanej przez MO inspekcji sanitarno – porządkowej odkryto w częściowo zniszczonym i opuszczonym budynku, będącym kiedyś siedzibą urzędnika parafialnego, wielki skarb dla kultury. Otóż w piwnicy tego budynku odnaleźli oni skrzynię okutą żelaznymi sztabami. Po jej otwarciu znaleziono między innymi foliały, pergaminy, księgi… Na dodatek pod specjalnym przykryciem, które miało maskować dalszą zawartość skrzyni znaleziono: „ułożone w kopertach zwoje pergaminu, zaopatrzone pieczęciami oraz zbiór ksiąg oprawnych w barwną tłoczoną skórę” r. ORMO toczy wojnę z SS i przemytnikami w Zgorzelcu Znalezione dokumenty pochodziły z XV i XVI wieku. Niezwykle cennym znaleziskiem była księga parafialna miasta Zgorzelec z XVI. W niej to były „wszystkie polskie nazwiska parafian”. Sensacyjne były też dokumenty zawierające opowieści o historii Śląska. Chyba jednak największym skarbem tej skrzyni był dokument „Projekty ustaw„, a zaczynały się one tymi oto słowami: „Fryderyk August z Bożej łaski króla Polski, Pruski i Litewski Mazowiecki…”. Dokumenty, po ich zaewidencjonowaniu, zostały przewiezione do Uniwersytetu Wrocławskiego. Informację o sensacyjnym znalezisku powtórzyła potem, po kilku dniach, gazeta „Słowo Polskie” ( r., Nr 183) . W artykule pt. „Cenne dokumenty ze Zgorzelca w Archiwum Państwowym” zmienia się w tym artykule miejsce przekazania znaleziska na Archiwum Państwowe. Czyżby to było archiwum, które dzisiaj znajduje się w Bolesławcu? W artykule opisuje się też szczegółowo, co odnaleziono w skrzyni. Były to: Słowo Polskie opisuje znalezisko… 1/ Vierzig Fragen von der Secle 1 tom 2/ EinTrost – Buechlein von 4 Completnionen (1 tom) 3/ Metryki chrztów, ślubów i zgonów miejscowości Bąków (powiat Kluczbork) z lat 1675 -1765 4/ Kronika Zgorzelca z lat 1311-1653 (1 tom). 5/ Dokument dotyczące sporu między proboszczem a klasztorem Franciszkanów w Zgorzelcu z dnia 6/ Dokument dotyczący prawa składu dla miasta Zgorzelca wydany przez Jana Czeskiego r. 7/ Dokument dotyczący dróg handlowych wydany przez Konrada biskupa pruskiego w r. 1414. 8/ Dokument dotyczący zwolnienia od daniny kilku wiosek w pobliżu Zgorzelca wydany przez Władysław, króla Czech i Węgier w Budzie w r. 1513. 9/ Dokument dotyczący cechów w Zgorzelcu wydany przez Fryderyka Augusta, króla polskiego w r. 1714. Z racje ważności tego znaleziska pozwoliłem sobie przytoczyć wszystkie dokumenty odnalezione w skrzyni. Choć, jak zauważył uważny czytelnik, nie ma tutaj dokumentów wymienionych z nazwy w Dzienniku Zachodnim, takich jak „Projekty ustaw Fryderyka Augusta… z Bożej łaski króla Polski, Prus i Litwy, Mazowsza”, księgi parafialnej z XVI miasta Zgorzelec zawierającej „wszystkie polskie nazwiska parafian”. Czyżby to było przeoczenie redaktora-redakcji? Być może. A może gdzieś po drodze te dokumenty się ulotniły? Tylko gdzie?! Opis cennego znaleziska z 1947 roku Zapewne na to pytanie można znaleźć odpowiedź w Archiwum Państwowym, do którego trafiły powyższe zbiory. Ten temat jeszcze podnosiła gazeta „Trybuna Dolnośląska” w swym artykule z dnia r. (nr 161) pt. „Cenne dokumenty z XIV w. W bibliotece Uniwersytetu Wrocławskiego”. W artykule wymienia się znalezisko opisane już wcześniej jednak kolejny raz kieruje się jego dalszy losy do Wrocławia, a konkretnie do biblioteki uniwersyteckiej. Jak więc jest naprawdę? KRONIKA MIASTA ZGORZELEC 1945-50 ROK. To jednak nie koniec sensacyjnych odkryć w Zgorzelcu. Już kolejne dni przynoszą dalsze sensacyjne odkrycia skarbów zdeponowanych z Zgorzelcu. „Słowo Polskie” z dnia r., w numerze 176 głośno krzyczy w swym artykule „Odkrycie skarbu w Zgorzelcu W podziemiach Muzeum Miejskiego odkopano trzy skrzynie eksponatów muzealnych”. W pierwszym zdaniu tego artykułu wyjaśnia się czytelnikowi skąd te skarby. „Niemcy uciekając w popłochu z terenu Dolnego Śląska, nie mogli zabrać ze sobą wszystkiego i co cenniejsze przedmioty zakopywali w najrozmaitszych schowkach”. Görlitz dawniej To jest przyczyną i źródłem „odkrytych skarbów””. To stwierdzenie pozostało aktualne do naszych czasów. Co jednak odnaleziono w piwnicach Muzeum Miejskiego? Zapewne skarby jeszcze długo leżałyby w swej skrytce, gdyby nie żona woźnego Muzeum, Hendler. Otóż opowiedziała ona, w tonie iście tajemniczym, że pod koniec wojny, kiedy trwała ewakuacja „słyszała rumor w piwnicach i trzaskanie łopat”. Była pewna, jak mówiła, że „zakopali w piwnicy muzeum jakieś rzeczy”. Jak niestety rzadko bywa, informacja żony woźnego okazała się prawdziwa. Podczas prac komisji, która rozpoczęła poszukiwania, odnaleziono trzy skrzynie żelazne. Jak pisze autor artykułu „(…) Zawartość tych skrzyń przeszła wszelkie oczekiwania(…)”. Zaspakajając ciekawość czytelnika wymieńmy, co leżało w skrzyniach i oddajmy głos jeszcze raz autorowi artykułu?! „Przed oczyma zebranej komisji zabłysły złote pierścionki, kielichy, zegarki, biżuteria, złote monety itp.” Görlitz dawniej Dla nas chyba najbardziej ciekawe pozostanie zapewne te zwrot „i tym podobne”! Co się kryło pod słowami „i tym podobne”? Tego chyba już nigdy się nie dowiemy. Skarbami w skrzyni były też zegary, monstrancje, cynowe kubki z XVI i XVII w., patery, krucyfiksy, lichtarze, tabakierki i znowu tajemniczy zwrot itp. Podczas dalszych poszukiwań w piwnicy znaleziono również wielki zbiór złotych monet w ilości przeszło 700-set! Wszystkie rzeczy-skarby z piwnicy oddano pod opiekę Urzędowi Bezpieczeństwa w Zgorzelcu. Co się jednak stało dalej z tymi przedmiotami? Gazeta o tym milczy, jednak wysuwa pewne pytanie „(…) ile jeszcze takich „skarbów” leży ukrytych w piwnicach na tutejszym terenie, czekając na swego odkrywcę” Ano właśnie, powtórzmy za dziennikarzem „ile jeszcze takich „skarbów” leży ukrytych w piwnicach…”. Artykuł z Trybuny mówiący o trzech skrzyniach – skarbie z muzeum „Trybuna Dolnośląska” z tego samego dnia (nr 180) publikuje artykuł pod jeszcze bardziej wymownym tytułem „Zgorzelec pełen skarbów. Tym razem w podziemiach Muzeum Miejskiego”. Treść artykuł związana z osobą Niemki jest podobna… Gazeta podaje szczegółowo, kto był w komisji, która te skarby odkryła. Szefem komisji był referent kultury i sztuki ob. Galant. Dowiadujemy się też ile ważyły skrzynie (trzy). Ich wagę oszacowano na przeszło 200 kg. Nie wiemy jednak, czy 200 kg ważyła jedna, czy też wszystkie skrzynie. Opis odnaleziony przedmiotów też w zasadzie odpowiada temu, co napisała gazeta „Słowo Polskie” z tą różnicą, że jest tutaj doprecyzowane ile było złotych monet – było ich 734 i miały pochodzić z okresu średniowiecza, a więc bardzo cenne! Ciekawostką opisaną w artykule jest to, że z komisyjnego otwarcia sporządzono komisyjny protokół i zawartość skrzyń miano przekazać na rzecz skarbu państwa, a więc nie do Urzędu Bezpieczeństwa, jak pisała gazeta „Słowo Polskie”… Zgorzelec – Polska część miasta Görlitz Czy faktycznie zostały przekazane skarbowi państwa? Co stało się z nimi dalej? Gdzie obecnie znajdują się skarby odnalezione w 1947 roku w tym mieście? Gdzie są księgi, gdzie jest złoto, srebro schowane w piwnicach budynków Zgorzelca? Co się dzisiaj z nimi dzieje…??? Czy w tamtym okresie odnaleziono jeszcze jakieś cenne rzeczy w Zgorzelcu i okolicach? A wiemy przecież, że region Zgorzelca obfitował w wielką ilość pałaców bogatych właścicieli…? Niestety temat skarbów w późniejszej prasie jest pomijamy, a może tylko mnie nie udało się dotrzeć do gazet, w których dalszy los tego cennego znaleziska i innych znalezisk został opisano ze szczegółami. I oby tak w rzeczy samej było. Görlitz dawniej Pisząc te słowa świadomy jestem jednak tego, że skarby pod różną postacią nie lubią rozgłosu, fleszu aparatów fotograficznych i różnego rodzaju mediów! I na pewno tego rozgłosu nie lubiły też skarby Zgorzelca. Zapewne to jest też powodem tego, że większość odkryć na ziemiach zachodnich tzw. skarbów nigdy nie ujrzy i ujrzało światła dziennego, a czytelnika karmić się będzie opowieściami o… tutaj nich każdy dopisze sobie, co tam chce… Piotr Kucznir Bibliografia: Archiwum Państwowe we Wrocławiu Oddział w Jeleniej Górze Archiwum Państwowe we Wrocławiu Oddział w Bolesławcu Wykorzystano zdjęcia ze zbiorów Archiwum Państwowego we Wrocławiu Oddział w Jeleniej Górze i Bolesławcu. Wikipedia Fotopolska EU Görlitz Landratsamt „[…]zobowiązuje się wiernie strzec tajemnic właściciela dworu i wypełniać jego polecenia związane z powierzonym mi zadaniem[…]” Temat skarbów jest nieodzownym elementem historii Dolnego Śląska. W poprzednim materiale opowiadałem o konkretnych akcjach i działaniach Wilkołaków. Warto jednak mieć na uwadze, że Wehrwolf w teoriach i lokalnych legendach miał również odpowiadać za zabezpieczenia wartościowych przedmiotów-skarbów, depozytów, dóbr kultury i wszelkiego rodzaju przedmiotów tajnych na terenach zajętych przez wroga. Ile jest prawdy w tym, że Wilkołaki wiedziały o skarbach i miejscach ich ukrycia. Ciężko dzisiaj stwierdzić. Faktem jest, że społeczeństwo mieszkające tu po wojnie mówiło o tym, że „niedobitki” niemieckie są tu po to, aby strzec skarbów i tajemnic. Ktoś powie, że to mit, legenda, wpływ komunistycznej propagandy. Być może jest to prawda. Jak już mówiłem, w każdej legendzie jest ziarno prawdy, a powojenni Niemcy nie pogodzili się z myślą utraty bogatego w węgiel kamienny i inne złoża, Dolnego Śląska. Poza tym ludność niemiecka oraz wojskowi mówili, że na te tereny prędzej czy później wrócą. Dlaczego tereny te były tak ważne? Czego pilnowano? Czy Niemcom zależało na powrocie na Dolny Śląsk tylko ze względu na bogate w surowce ziemie? Zapraszam na kolejną część historii do kawy. Mity, legendy, tajemnice… Z perspektywy czasu bardzo ciężko stwierdzić co ukrywano na Dolnym Śląsku. Wielokrotnie podkreślałem, że ze względu na brak jakiejkolwiek dokumentacji poszukiwacze tajemnic w swoich teoriach bazują na historiach zasłyszanych od starszych mieszkańców, a nawet i pewnych legendach. Im coś bardziej tajne i niedostępne, tym bardziej zaczynamy się tym interesować. Skarby Dolnego Śląska są niewątpliwie tematem, o którym jeszcze długo będziemy słyszeć. Na pewno też będziemy świadkami kolejnych odkryć, tricków medialnych oraz teorii spiskowych. Na pytanie, czy Wehrwolf miał coś wspólnego ze skarbami, odpowiadam z pełną świadomością, że tak. Choć pewnie nie w takim procencie, w jakim często próbuje nam się to przedstawić w niektórych filmach czy publikacjach. Na temat skarbów Wehrwolfu informacji i źródeł jest bardzo niewiele. To najbardziej tajemnicza i najmniej znana działalność Wilkołaków. „Strażnicy”, „opiekunowie” czy „śpiochy”. Tak nazywano Niemców, którzy zostali tu po wojnie. Według teorii są to ci Niemcy, którzy mają pilnować sekretów i miejsc ukrycia skarbów do ostatniego tchu. Nie byłoby w tym nic tajemniczego, gdyby nie fakt, że osobiście rozmawiałem ze starszymi mieszkańcami, którzy znali takie osoby. Mówiono, że w miejscu ich zamieszkania ukryto tajne wejścia do korytarzy, albo osoby te wychodzą regularnie wieczorami do lasów. Trudno jest jednak zweryfikować te informacje. Pamiętajmy, że komunistyczna władza bardzo podsycała takie teorie. Strach to jeden ze sposobów kontroli społeczeństwa. Zagłębiając się w temat Wilkołaków, natrafiłem na szalenie ciekawą informację. Okazuje się, że były sytuacje i to jeszcze w latach 70′, że osoby, które bardzo mocno interesowały się np. tematem sławnego kompleksu „Riese”, wiedziały dużo albo zobaczyły coś, czego zobaczyć nie powinny. Śmierć przychodziła do nich niedługo po tym. Kogoś potrącił samochód, ktoś inny miał zawał. Żeby była jasność, nie można jednoznacznie powiedzieć, że za te sytuacje odpowiedzialni są okryci złą sławą „strażnicy”. Takie sytuacje jednak naprawdę miały miejsce i to nie tylko w rejonie wałbrzyskim. Jakie są fakty? Przejdźmy teraz do tego, co udało się ustalić i co jest już zweryfikowane, a dotyczy właśnie skarbów Wilkołaków. Pan Bogusław Wołoszański na łamach pewnej publikacji powiedział, że aż 7% ukrytych zasobów Banku Rzeszy, przejętych przez Josepha Spacila, kierownika sekcji budżetowej RSHA (Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy), miało być przeznaczone na wyposażenie i działalność Wehrwolfu. Nie wiadomo, co się z nimi stało. Według wielu pasjonatów mogło dojść do przejęcia ich przez tajną organizację ODESSA, która pomagała wielu byłym SS – Manom i hitlerowcom. W pobliżu Szczecinka miała miejsce bardzo interesująca historia. Rozegrała się ona na terenie folwarku Neuhof. Mieszkali tam państwo Luckmanowie, którzy służyli sprawie najpierw pruskiego, a później niemieckiego militaryzmu. Generał Kurt von Luckmann wierzył do końca w „cudowną broń” swojego Fuhrera, ale w 1944 roku rozpoczął zabezpieczanie posiadanego majątku. W roku 1944 nie było już czasu i możliwości na ewakuację cennych przedmiotów. Każdy Niemiec posiadający spory majątek, zazwyczaj miał plan B, który zakładał możliwość ukrycia wartościowych przedmiotów w taki sposób, żeby móc po nie wrócić. Na polecenie generała przygotowano dwie takie skrytki. Jedną w krypcie rodowej kaplicy, natomiast drugą skrytką była szafa pancerna z cennymi drobiazgami, którą zamurowano w ścianie gorzelni. Wszyscy, którzy wiedzieli o skrytkach zostali zlikwidowani. Szafę pancerną ukrywali radzieccy jeńcy, którzy zaraz po tym, jak ją ukryli, zostali zabici. Tylko jednemu człowiekowi z otoczenia Luckmana darowano życie. Nazywał się Otto Blachnik. Dlaczego przeżył? Świetnie posługiwał się polskim językiem i w świadomości nowej władzy ludowej mógł uchodzić za autochtona lub na przykład polskiego pracownika przymusowego. Blachnik otrzymał od Luckmana jedno zadanie. Miał chronić skarby oraz współdziałać z miejscową komórką Wehrwolfu. Co ciekawe Otto Blachnik musiał podpisać dokument, którego treść brzmiała tak: Ja Otto Blachnik, zobowiązuje się wiernie strzec tajemnic właściciela dworu i wypełniać jego polecenia związane z powierzonym mi zadaniem. Za nie wywiązanie się z przyjętego na siebie dobrowolnie zobowiązania, będę odpowiadał przed niemieckim sądem specjalnym, jako zdrajca…. Znali Dolny Śląsk jak własną kieszeń Dlaczego mowa tu o Szczecinku? To historia znana i opisana, natomiast podobnych zdarzeń mogło być dużo więcej i to szczególnie na Dolnym Śląsku, na którym długo po wojnie mieszkali Niemcy. Poza tym są tu podziemia, do których wejścia często budowano w prywatnych rezydencjach bardziej zamożnych Niemców. Czy były to tylko schrony przeciwlotnicze? Moim zdaniem nie. Jeśli ktoś znał podziemia i wiedział, gdzie i w jaki sposób można coś ukryć, to stawiam na Wehrwolf. Oni Dolny Śląsk i podziemia znali jak własną kieszeń. Historię skarbu Luckmana warto opowiedzieć, żeby mniej więcej zobrazować schemat ukrywania przez Niemców rzeczy wartościowych. Przejdźmy teraz do takich sytuacji na Dolnym Śląsku. Jedną z takich skrytek znaleziono w moim mieście — Kamiennej Górze. W budynku, w którym w trakcie wojny znajdowała się szkoła Volksturmu, znaleziono zamurowane w ścianie plany mitycznego samolotu Arado E555. W Kamiennej Górze znajdowały się biura projektowe tej firmy i bardzo możliwe, że jeden z inżynierów, który działał w Wehrwolfie ukrył w ścianie plany tego samolotu, w obawie, że trafią one w ręce komunistów. Obecnie w budynku tym znajduje się Zespół Szkół Ogólnokształcących. Na zdjęciu Zespół Szkół Ogólnokształcących. Czego pilnowano w okolicach wsi Marczów? W poprzednim materiale opowiadałem dużo o Wilkołakach w Lwówku Śląskim. Tam faktycznie niemieccy partyzanci byli bardzo aktywni. Choć nie ma dowodów na ukrywanie tam skarbów, to są pewne poszlaki, w postaci relacji niemieckich mieszkańców, które pozwalają wierzyć, że coś ukryto a później długo pilnowano w okolicach wsi Marczów. Według niemieckich mieszkańców, na początku marca w roku 1945 w okolicie Marczowa miało przyjechać 8 ciężarówek załadowanych skrzyniami. Całą kolumnę pojazdów mieli eskortować żołnierze Wehrmachtu. Rzecz dzieje się w marcu, a przypomnijmy, że Lwówek został zajęty przez Armię Czerwoną w lutym roku 1945. Tyle udało się zapamiętać niemieckim mieszkańcom, których niedługo po tym wydarzeniu ewakuowano w kierunku Wlenia i Jeleniej Góry. Co przewożono w ciężarówkach i czy ma to związek ze skrytkami Wehrwoflu? Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi. Jest jeszcze jedna relacja związana z Marczowem. 16 marca 1945 roku mieszkańcy Marczowa opisywali pewnego obcego im człowieka, który podawał się za pracownika wrocławskiego banku. Nigdy wcześniej go nie widziano, więc mógł on być działaczem Wehrwolfu, który miał nadzorować transport „czegoś” przez wymieniony wcześniej konwój 8 ciężarówek. Jeśli skarby istniały to już ich tu nie ma…. Mam pewną teorię dotyczącą skarbów Wehrwolfu. Moim zdaniem Niemcy ukryli tu bardzo dużo wartościowych przedmiotów. Uważam, że długo po wojnie po nie wracali. Ze względu na aktywność Związku Radzieckiego nie mogli wracać w roku 1945. Ukrywali się w lasach, uczyli języka polskiego, udawali chęć asymilacji z polskim społeczeństwem, mogli tu wracać nawet 3 lub 4 lata po II wojnie światowej. Oczywiście pewności nigdy mieć nie można. Ilość podziemi oraz brak jakichkolwiek konkretnych dokumentów pozwala nam jednak przypuszczać, że bardzo dbano i dba się o to, aby prawda o skarbach nigdy na jaw nie wyszła. Zastanawiający jest również szeroki zakres działań MO oraz pewnych komunistycznych władz, jeśli chodzi o podziemia w naszym województwie. Nie były to poszukiwania w pojedynczych miejscach. Bardziej działania tajne, prowadzone na szeroką skalę. Armia Czerwona musiała wiedzieć coś więcej o skrytkach skoro tak długo penetrowała te korytarze. Moim zdaniem to, czego nie zabrało wojsko niemieckie, było pilnowane przez Wilkołaków, a to czego nie zdążyli upilnować, zostało zabrane przez Rosjan. Później przez 50 lat resztki wykradali szabrownicy. Jeśli kiedykolwiek cokolwiek tu ukryto, a jestem przekonany, że tak było, to wydaje mi się, że tego już tu nie ma. O jakich skarbach mowa? Bursztynowa komnata i Złoty Pociąg to nie do końca mit. Wydaje mi się jednak, że prawdy powinniśmy szukać albo w Moskwie, albo w Berlinie. Maciej Regewicz Zdjecia – Projekt Arado, Zaginione Laboratorium Hitlera.

skarby znalezione po wojnie